Czy dwa, trzy tygodnie wystarczą, żeby poznać jakieś miejsce? Żeby wiedzieć, jak wygląda, jak żyją tam ludzie i jacy ludzie tam żyją? Co mogę powiedzieć, patrząc z balkonu na trzynastym piętrze na rozpościerającą się nad miastem chmurę smogu? Może i okna nieszczelne, rury cieknące, a pościel brudna, ale zdaję sobie sprawę, że mam przywilej spania w niemalże pałacu.
Byłam w Kairze wcześniej. Raz, jako dziecko i spędziłam tam może z pół dnia. Zapamiętałam przeludnione ulice, czadowe muzeum i głodne dzieci żebrzące pod oknami autobusu. Dziesięć lat później takie same głodne dzieci zaczepiają mnie na ulicy. Nic im nie mogę dać. Nie dlatego że nie mam, ale dlatego że każdego dnia mijam tak wiele potrzebujących osób, że nie jestem w stanie pomóc nawet połowie z nich. Cóż mogę ci podarować, niemy chłopczyku z zalanym krwią okiem, który zaczepiłeś mnie pod lodziarnią, co mogę ci dać, co w jakikolwiek sposób poprawi twój byt?
Kobieta siedzi po turecku na chodniku. Twarz ma zasłoniętą chustą, wyciąga rękę. Przed nią leżą paczki chusteczek „na sprzedaż”, bo żebranie jest nielegalne. Wokół latają muchy, nie porusza się. Kilka dni później widzę drugą kobietę w takiej samej pozie. Uczucie niepokoju towarzyszące temu widokowi długo nie chce mnie opuścić. Na szczęście lub nie – inne kobiety się ruszają. Nawołują, krzyczą, płaczą, a czasem milczą. Wciskają chusteczki w ręce przechodniów i turystów, a tłumy wypełzające z metra nie reagują. „Pomóż mi, pomóż mi”. Dzieci bez butów biegają między nimi i śpią pod ścianami budynków.
Nie tak rzadkim widokiem są mężczyźni szukający obiadu w śmietniku. A raczej w kupie śmieci usypanej na chodniku, bo w Kairze nie ma śmietników. Śmieci są wszędzie. Na dachach domów, na chodnikach, na trawnikach. Ładnie wysprzątane są tylko muzea, budynki rządowe i płatne parki. Szukając wejścia do nilometru, znajdujemy wysypisko śmieci na środku drogi. Smród unosi się wzdłuż całej ulicy, ale nie przeszkadza to trzem psom, czterem kotom i jednemu mężczyźnie w przeszukiwaniu obrzydliwej góry.
Cały pobyt miałam katar. Ale taki katar, który wcale nie ciekł i musiałam wydmuchiwać po prostu czarny kurz z nosa codziennie wieczorem. Ale były też plusy – wieczorne kręcenie w nosie było wskazówką, że pora już wracać do mieszkania.
W Kairze wszystkiego jest dużo. Dużo samochodów, dużo hałasu, dużo bezdomnych psów i kotów, a także dużo ludzi. To jest chyba największy problem tego miasta – jest w nim za dużo ludzi. Nie jest to zbyt odkrywcze stwierdzenie, jeśli pamiętamy, że dwa miliony ludzi w Kairze mieszka po prostu na cmentarzu, w grobowcach. Więc tak, jest to miasto przeludnione. Ulicą nie da się przejść bez przytulania się do wszystkich innych przechodniów, a przejażdżka metrem owocuje niechcianymi zbliżeniami. Bezpieczniej można poczuć się w wagonie dla kobiet, ale te drzwi zamykają się tak szybko, że nie miałam w ogóle odwagi sama do niego wchodzić. Jakbym nie zdążyła wysiąść i zajechała sama gdzieś dalej, to nie chcę sobie nawet wyobrażać, jakby się to skończyło. Więc trzymaliśmy się razem. Mimo że czasem kończyło się to nieprzyjemnymi spojrzeniami, bo się wyróżniamy z tłumu – ale wcale nie tak często, jak można się spodziewać.
Nie ma w Kairze egzotycznych tancerek, aromatu przypraw orientalnych unoszących się w każdym zakątku ani w ogóle żadnej z tych rzeczy, które sobie wyobrażacie o „Oriencie”. Za to nawet na trzynastym piętrze słyszymy wołanie muezina (ale tylko to o piątej rano i tylko na balkonie). Generalnie słychać je wszędzie, częściej puszczone z głośników, rzadziej fałszowane przez człowieka, ale po kilku dniach przestaje się je zauważać. Tak jak to, że w sklepie zamiast radia, posłuchamy recytacji Koranu.
To jest chyba najbardziej zasadnicza różnica między tym, co znamy, a państwem muzułmańskim. Możemy mówić, że u nas to ta religia wszędzie, bo mamy krzyże w szkołach, a prezydent co jakiś czas używa słowa „Bóg”. Nie mówię, że to dobrze, ale nigdy nie będzie naszego życia przenikać religia w taki sposób, w jaki dzieje się to w państwie muzułmańskim. I nie mówię, że to źle. Tam tak po prostu jest i nie mamy żadnego prawa patrzeć oceniająco na odgrodzone miejsca do modlitwy w parkach i metrze czy sklepy z alkoholem poukrywane w zaułkach i z zacienionymi oknami. Ciężko będzie wypić lampkę wina w restauracji czy zwiedzać cokolwiek w piątki, ale jeśli nie jesteśmy w stanie tego zaakceptować, to nie powinniśmy tam jeździć. Tak uważam.
Zdaję sobie sprawę, że mówię straszne rzeczy, zupełnie niezachęcające, ale zdaję też sobie sprawę, że wielu Polaków wcale nie zwiedza Kairu tak, jak ja – a jedynie przez okna autokaru na jednodniowej wycieczce z kurortu. Jeżdżą z miejsca na miejsce, oglądając jedynie przygotowane wcześniej turystyczne pocztówki, a zupełnie omijają ich rozpadające się budynki w samym centrum. Jednocześnie też nie mają okazji zobaczyć tak wielu niesamowitych miejsc – bo Kair jest tak poprzecinany milionem uliczek i tysiącem budynków, dobudówek i kryjówek, że nie wyobrażam sobie, ile trzeba spędzić czasu tam, aby powiedzieć, że się to miasto zna. Zabytkowe meczety znajdzie się poupychane gdzieś zupełnie z boku, nikt tam nie chodzi, wiszą jeszcze popękane średniowieczne lampy i ciężko nie czuć żalu, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to wszystko runie, bo nikt o to nie dba.
Więc tak to jest w tym Kairze – słodko-gorzko. Tyle można narzekać, że głośno, brudno, nie do życia, jedzenie niedobre i wszyscy chcą cię zrobić w balona na każdym kroku, a jednocześnie jest w nim coś uzależniającego. Nie jest to atmosfera, którą sobie wyobrażacie, ale na pewno jest niepowtarzalna. Budowle, których nie zobaczycie nigdzie indziej, tych kilka nierozkradzionych dzieł sztuki, muzea czasem zupełnie odjechane (w sensie takie dziwne), głośna Attaba, moda jak z lat 2000, pościskane stare miasto, autostrada przez pustynię, niepowtarzalne kościoły i piękne meczety, w znacznej większości otwarte dla kobiet (może ze dwa razy skończyłam na bardzo niezręcznym wpatrywaniu się w ścianę, to niezły bilans). Szczerze mówiąc, było mi przykro, kiedy wracałam do domu. Coś w Kairze zachwyca. I to wcale nie są piramidy.
Nie jest to łatwe miasto do życia i do bycia w nim. Ale na pewno nie znajdzie się drugiego takiego samego.
0 komentarze