Nie jestem filmoznawcą ani literaturoznawcą. Jestem amatorem. Nie wszystko, co tu napiszę, to wiedza ekspercka. Ale jedna rzecz, którą umiem, to rozpoznawanie negatywnych wzorców w kulturze, bo to umiejętność, którą powinien mieć każdy orientalista. Więc jeśli gdzieś mówię głupoty, to mnie poprawcie, ale zapewniam, że opisuję bardzo realny proces, który istnieje, o ile umiemy go znaleźć w odbieranym dziele.
Wbrew temu, co próbujemy sobie wmówić na etapie pierwszych analiz wierszy, w tekście nic nie funkcjonuje w próżni i każdy element ma lub potencjalnie może mieć znaczenie w szerszym kontekście - czy to sceny, czy całego tekstu. Więc tak, możemy zastanawiać się nad tym, dlaczego firanki są niebieskie.
To, czy autor świadomie uczynił je niebieskie z zamierzeniem, żeby coś nam tym przekazać, nie ma żadnego znaczenia przy późniejszej interpretacji. Intencja autora zaciera się wraz z momentem publikacji dzieła i my mamy prawo odbierać to, co napisał, jak nam się podoba - ale podkreślam, że pewne interpretacje nadal pozostaną błędne, niezależnie od czynnika autorskiego (i czuję się w obowiązku podkreślić, że to dotyczy dzieł kultury i ogólnie fikcji, a nie wypowiedzi ludzi). Niestety, czytanie to umiejętność bardziej złożona niż większości ludzi może się wydawać. Tak czy siak zapewniam was, jako aspirująca autorka i po prostu fascynatka, że lwia część pisarzy czyni swoje firanki niebieskimi z jakiegoś powodu. Być może ten powód nigdy nie będzie jasny dla czytelnika - bo może nigdy jasny miał nie być - ale istnieje. Bywa też i tak, że powód nie jest jasny dla autora, bo jest zakodowany w podświadomości.
Czy wszystko w tekście ma znaczenie? Nie. Ale może mieć.
Tym, co ma ogromne znaczenie symboliczne w tekście, jest wygląd postaci. To zazwyczaj przez wygląd w pierwszej kolejności poznajemy bohaterów i dostajemy pierwsze wskazówki dotyczące ich charakteru. Tak, przez wygląd! Kiedy dowiadujemy się, że bohaterka ma rozczochrane włosy i podarte kabaretki, podświadomie tworzymy sobie w głowie jej obraz i wyciągamy pewne wnioski - które później skonfrontujemy z tekstem i te przypuszczenia zostaną potwierdzone lub zaprzeczone. Wygląd jest podstawowym narzędziem przekazywania wiadomości o postaciach już od samych początków literatury. To właśnie w elementach wyglądu zakodowane są podstawowe informacje i jesteśmy nauczeni rozpoznawać te wzorce już od małego. To dlatego w baśniach księżniczka jest zawsze piękna i delikatna, a przyrodnie siostry brzydkie, dlatego Zła Królowa zamienia się w brzydką staruchę, dlatego nagi cesarz jest otyły i dlatego kotu potrzebne są buty. Nie bez przyczyny to właśnie Piękna jest piękna, a jej siostry swoje wady noszą na twarzy. Od początków literatury używaliśmy wyglądu zewnętrznego jako zakodowanej informacji o charakterze, a te wzorce umiemy rozpoznawać do dziś. I, niestety, jestem pewna, że to te wzorce z kultury przenosimy na prawdziwe życie, a nie kultura jest odbiciem tego, jak patrzymy na świat. To oczywiście na ten moment tylko moja opinia, ale jestem pewna, że mam rację i mam tego potwierdzenie codziennie w ramach moich studiów (o tym innym razem).
JK Rowling
Nie ma nic złego w korzystaniu z tego typu archetypów. Wydaje mi się jednak, że podstawową zdolnością autora jest rozpoznawanie tych wzorców i korzystanie z nich umiejętnie, świadomie. I nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że bohaterka dzisiejszego wpisu - bardzo ostatnio głośna - JK Rowling, tę zdolność posiada.
No to po kolei. Dlaczego dzisiaj piszę o Harrym Potterze? Chciałabym zobrazować bardzo ważny obecnie problem w literaturze, o którego istnieniu chciałabym, żeby każdy wiedział, używając do tego łatwego do rozpoznania przykładu, który nie pozostawia wątpliwości istnienia takiego zabiegu. Przy okazji chciałabym też skrytykować HP, bo na to mam zawsze ochotę, dlaczego by nie dzisiaj. Więc tak, problem stosowania archetypów otyłości jest obecny nie tylko w Potterze - ale dzisiaj posłużymy się nim jako przykładem, dzięki któremu łatwiej będzie nam wszystkim rozpoznawać ten mechanizm w innych dziełach kultury.
Skąd mam pewność, że JK Rowling wie, co robi, używając otyłości w taki sposób, w jaki to robi? Przede wszystkim przypominam jeszcze raz - to nie ma znaczenia, co ona sobie myślała, pisząc. Jedyną rzeczą, jaka nas interesuje, jest efekt końcowy i jaki jest ostateczny obraz osób otyłych w jej serii młodzieżowej. Mimo tego, jestem przekonana, że wiedziała, jaki obraz prezentuje, bo swoją precyzję w charakteryzowaniu postaci przez wygląd, nie ograniczyła tylko do tuszy. Warto się przyjrzeć na początku trzem barwnym postaciom przedstawionym po raz pierwszy w Czarze Ognia - Ludonowi Bagmanowi, Barty'emu Crouchowi i Szalonookiemu Moody'emu. Tym razem od końca:
Szalonooki Moody jest najbardziej subtelnym przykładem z tej trójki - to emerytowany auror, łowca czarnoksiężników, który opisany jest przede wszystkim przez swoje szalone magiczne oko, ale nie tylko. Oczywiście to oko, zawsze w ruchu, zawsze rozbiegane, zupełnie niezależne od tego prawdziwego, jest jego pierwszą definiującą cechą. Co ciekawe, koresponduje to z jego dominującą cechą charakteru - panikarstwem. Czy magiczne oko jest niezbędnym elementem fabuły? Tak po prawdzie to nie, służy przede wszystkim jako element wyglądu Szalonookiego. Z drugiej strony, wielokrotnie podkreślane są blizny Moody'ego, a także brak kawałka jego nosa, które są spuścizną po wieloletnich bitwach i walkach. Tylko te dwie informacje dają nam już całkiem niezły obraz tej postaci, choć przecież nie przedstawiłam tu wcale jego charakterystyki.
Dużo bardziej wyrazistym przykładem, bardziej karykaturalnym, są Ludo i Barty, od pierwszej ich sceny stawiani w kontraście jako przeciwieństwa. Ludo Bagman jako roztargniony emerytowany sportowiec, a Barty Crouch - dystyngowany i poważany polityk z mrocznym sekretem. Jeden ubrany elegancko, drugi w ciasnawy stary kostium, jeden wysoki i chudy, drugi rumiany, jeden ma włosy zmierzwione, drugi z idealnie umiejscowionym przedziałkiem, jakby od linijki. Jeden w ciemności przypomina nagą czaszkę, u drugiego widać już zarysowany brzuszek.
Choć wymieszałam te dwa opisy, na pewno nie macie problemu z dopasowaniem poszczególnych cech do każdego z nich, niezależnie od tego, czy Czarę Ognia czytaliście. I dobrze! To są dobrze opisane postacie, to normalne, że takie elementy jak włosy czy ubiór mają swoje odzwierciedlenie w charakterze bohaterów. Tak więc nie bez przyczyny Barty Crouch przywodzi na myśl czaszkę, nie bez przyczyny Voldemort przypomina węża, nie bez przyczyny Snape ma tłuste, czarne włosy. I nie bez przyczyny większość tych cech jest nam powtarzana do znudzenia.
Wreszcie, nie bez przyczyny Molly Weasley, Chefsiba Smith, Horacy Slughorn, Vernon i Dudley Dursleyowie, a także Crabbe i Goyle są grubi, a Artur Weasley, Minerwa McGonnagall, Albus Dumbledore, Petunia Dursley, Harry Potter i Malfoyowie - chudzi.
Uzasadnione będzie analizowanie najważniejszych z tych postaci parami - Molly i Petunia, Vernon i Artur, Dudley i Harry.
I: Ogień i woda, czyli Dudley i Harry
Harry od swojego pierwszego przedstawienia jest opisywany jako szybki, chudy i drobny, ze względu na swoje wychowanie. Był nierzadko głodzony, więc jest chudy i nie wyrósł, a do tego często musi uciekać przed swoim kuzynem, Dudleyem - więc jest szybki. Ma to swoje uzasadnienie i ma to sens, nie ma w tym nic złego, że Harry wygląda jak Harry.
Nie ulega jednak wątpliwości, że instynktownie kontrastem dla Harry'ego jest rozpieszczony Dudley, ponieważ tak właśnie ujmuje to narrator - podkreślane są dobre cechy Harry'ego i negatywne Dudleya. Mają dynamikę identyczną, jak Kopciuszek i złe siostry, szczególnie na początku serii. Do tego stopnia, że Dudley w gruncie rzeczy nawet nie jest postacią, a jedynie karykaturą pewnych zachowań. Dudley jest zły do szpiku kości, bije i znęca się nad słabszymi, nie szanuje innych ludzi, łącznie z własnymi rodzicami. Jest niewdzięczny, chciwy i rozpieszczony, wychodzi z założenia, że wszystko mu się należy. Nie ma cech pozytywnych. Nie są to cechy, które łatwo pokazać przez wygląd postaci - nie zmienia to jednak faktu, że dominującą cechą fizyczną Dudleya, jest jego otyłość. Jako dziecko przypominał piłkę i potem już praktycznie tylko rósł, aż osiągnął "rozmiary i wagę młodej orki". Był szerszy niż wyższy. Jego kilka podbródków trzęsło się, kiedy jadł. A jadł często, bo większość jego scen obejmuje a) jedzenie b) bicie słabszych. Dudley przypomina mi też żonę rybaka z baśni o złotej rybce. W mojej książce z dzieciństwa żona rybaka na ilustracjach była otyła, aby zasygnalizować jej lenistwo, wrażenie uprzywilejowania i okropny charakter.
Dudley działa tak samo, jak postać z baśni, z kreskówki, jak karykatura. Jest zaprojektowany jak na najlepszym concept arcie i gotowy do wypuszczenia na Disney Junior. Jest wykorzystywany do efektu komediowego: Harry robi sobie z niego bezlitosne żarty, a równie okrutny jest narrator. Nie zrozumcie mnie źle, niech sobie Harry z niego żartuje, Dudley był dla niego okropny. Ale mnie nie śmieszy fakt, że Dudley przeszedł na dietę, bo dostawcy konfekcji szkolnej nie dysponowali już spodenkami w jego rozmiarze. Nie śmieszy mnie, że zajmuje cały bok stołu. Nie śmieszy mnie, że jest karykaturą.
Dudley jest przeciwieństwem Harry'ego - tak wyglądu, jak i charakteru. Jest czarnym charakterem, ale nie mamy się go bać, mamy się z niego śmiać. Niestety, grube osoby to nie karykatura, to nie żart, z którego mamy się pośmiać. I nie, nie jest odpowiednie kodowanie ich jako leniwych i rozpuszczonych. Z dokładnie z tych samych względów, dla których nieodpowiednie jest kodowanie czarnych charakterów w sposób homoerotyczny, sprzeciwiam się kodowaniu otyłości jako oznaki lenistwa i zepsutego charakteru. Szczególnie jeśli jest to główna motywacja do uczynienia twoich postaci grubymi.
Nie jest to miejsce, w którym chcę komukolwiek tłumaczyć, że grube osoby nie są wcale leniwe. Nie jestem od tego. Jeśli jesteś jeszcze na tym etapie, to kawałek drogi przed tobą, ale zapewniam, że ten schemat myślenia jest nieprawdziwy i możliwy do oduczenia.
I dokładnie na takiej samej zasadzie, jak Harry i Dudley, działają Slughorn i Dumbledore. A nawet bardziej, bo tam narrator mówi wprost, że stanęli do siebie tyłem i wyglądali śmiesznie: jeden wysoki i chudy, drugi niski i gruby. Do tej samej kategorii, co Dudley i Horacy wpada też np. Chefsiba Smith (ta stara bogata dama od horkruksów), która jest leniwa, chciwa i... gruba.
Ale przecież nie wszystkie otyłe postaci są złe w Harry Potterze, prawda? No to sprawdźmy to.
II: Alegorie macierzyństwa, czyli Molly i Petunia
Niewiele jest matek w Harrym Potterze. Jeszcze mniej matek widzimy w akcji i możemy zauważyć, jak zajmują się dziećmi. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że najważniejszymi z nich są właśnie pani Weasley i ciotka Petunia, więc możemy je potraktować jako główne przykłady dobrej i złej matki. Cokolwiek miałoby to znaczyć.
Molly Weasley jest do pewnego stopnia aniołem. Choć ma kilka wad, to bywa aż za dobra, aby była prawdziwa. Trzeba jednak przyznać, że Molly przede wszystkim jest matką - niewiele jest w niej cech wewnętrznych i zewnętrznych, które nie są z tym bezpośrednio związane. I co tu się dziwić, urodziła dziewięcioro dzieci! Nie dziwi nas więc też, że Molly Weasley jest gruba.
Co ciekawe, to że ona nigdy nie jest opisana jako otyła, ulana, gruba czy tłusta - wszystkie tego typu z założenia negatywne epitety pojawiają się w kontekście Dudleya, ale nigdy pani Weasley. Molly jest puszysta, pulchna i zaokrąglona. Jedyny w całej serii przypadek, kiedy pada wobec niej określenie "gruba", jest ujęty w zupełnie innym kontekście niż w przypadku Dudleya. Wypowiedziane jest to jako obelga, przez Dracona Malfoya i cała scena ukazuje to zajście jako coś negatywnego, co nie powinno mieć miejsca. Dzieci Molly nawet rzucają się do bicia Malfoya, bo za ten występek należy mu się kara. Bo Molly jest dobra. Nie jest więc gruba, jest pulchna. Dudley jest zły, więc jest gruby i tłusty. Proste.
Wiemy o tym, że Molly nie jest leniwa, bo ciężko pracuje, zajmując się domem i dziewięciorgiem dzieci. Jej otyłość nigdy nie jest problemem, nigdy nie musi przejść na dietę i nigdy nie śmiejemy się z tego, że nie może dostać ubrania w swoim rozmiarze (co zdarza się ludziom zdecydowanie mniejszym niż "młode orki"). Molly Weasley nie jest żartem, jest matką. A zdecydowanie niczym nowym nie są przedstawienia "pulchnej matki", zaczynając już od starożytnych bogiń matek. To naturalne, że Molly jest matką i jest otyła, prawda? Nikogo to zupełnie nie dziwi. To jest jej "zezwolenie" na bycie grubą. Problem w tym, że ludzie nie potrzebuję żadnego zezwolenia i powodu, dla których są grubi czy chudzi, a kobieta nie potrzebuje dziewiątki dzieci, aby móc mieć "dodatkowe kilogramy". Jasne, jej figura kojarzy się z ciepłem i domową czułością i nic w tym złego. Zaczyna się to robić złe, kiedy to bodajże jedyna (nie chcę mówić na pewno, ale jestem praktycznie pewna) pozytywnie sportretowana gruba postać, pośród tuzina zakodowanych negatywnie. Czy wyjściem z tej sytuacji jest więc wszystkich robić grubymi? Albo nikogo? Tak na wszelki wypadek, żeby nikogo nie urazić?
Proponuję zupełnie inne rozwiązanie - nie utożsamiać otyłości z konkretnymi rolami i cechami. Bo chuda matka może być tak samo ciepła i kochająca, a chudy facet tak samo leniwy i okrutny.
Oczywiście nie w świecie Harry'ego Pottera, bo na drugim końcu skali matczynej miłości mamy przeraźliwie chudą Petunię Dursley. Zimną i opryskliwą, która rozpuszcza swojego syna i najbardziej przejmuje się tym, co ludzie powiedzą i żeby w kuchni było czysto. W Petunii nie ma ani krzty ciepła i jest nam to zasygnalizowane bardzo dosadnie, między innymi przez ustawiczne podkreślanie, jak bardzo jest "koścista". Pulchna Molly jest stworzona do przytulania, a Petunia do podglądania sąsiadów, bo ma taką długą szyję, która jej to świetnie umożliwia (tak jest w książce, nie zmyślam).
Pulchność równa się ciepło, to kategoria, do której przypięłabym też dwie inne postaci: Neville'a Longbottoma i Hagrida. Ale co należy tutaj zaznaczyć, to że pulchność Neville'a jest typowo dziecięcia i z niej "wyrasta", a Hagrid jest po prostu ogromny, a nie gruby. Nigdy nie jest opisywany w ten sposób. Nigdy nie są opisani jako otyli czy grubi. I to nie tylko kwestia tego, że negatywny język nie jest używany w ich kontekście - po prostu żaden język nie jest używany. Jest nam to zasygnalizowane, ale nie jest tak istotną częścią ich charakteryzacji, jak w przypadku Molly. (Oczywiście istotne jest to, że Hagrid jest olbrzymi, ale waga sama w sobie nie ma tu aż takiego znaczenia).
Zupełnie inaczej przedstawia się obraz ojcostwa i co ciekawe (a może nie, bo w pewnym sensie instynktowne?) Vernon Dursley i Artur Weasley są przeciwieństwami swoich żon, jeśli chodzi o wygląd. Wuj Vernon przypominający swojego syna, a pan Weasley (przynajmniej w książkach) chudy jak jego synowie. I po raz kolejny, Vernon i Artur są przeciwieństwami, jeśli chodzi o charakter.
Vernon Dursley to główny oprawca Harry'ego spośród Dursleyów. Trzyma całą rodzinę w garści i to on odpowiada za większość złych rzeczy, które przydarzają się Harry'emu w domu. To on zamyka go w skrytce pod schodami, nie karmi i zachęca Dudleya do bicia Harry'ego. Także przyczynia się do rozpuszczania swojego syna, usprawiedliwiając jego wybryki. Znamienna jest scena z, a jakże, Czary Ognia, kiedy wygraża, że nauczyciele na niczym się nie znają, kiedy każą Dudleyowi schudnąć.
Wuj Vernon jest żywicielem rodziny, ale dostajemy bardzo znamienny wgląd w jego dzień pracy, który polega głównie na wrzeszczeniu na ludzi i rozmyślaniu o drugim śniadaniu. Ogólnie wrażenie, jakie sprawia Vernon, przywodzi mi na myśl trochę takiego polskiego "Janusza", jak to teraz młodzież mówi. Taki Ferdek Kiepski, ale klasy średniej. Gdyby to nie była książka dla dzieci, to po pracy od razu otwierałby piwko i wywalał nogi przed telewizorem. Vernon jest leniwy i płytki. Ludzi ocenia na podstawie ich samochodu, jest uprzedzony wobec czarodziejów i tak dalej. Nieprzyjemny typek. Pierwsza gruba osoba, którą spotykamy w książce.
Artur jest tym dobrym ojcem. Ciężko pracuje, choć za małe pieniądze, bo bardzo lubi swoją pracę. Często ma interwencje po godzinach i tak samo jak Vernon - jest żywicielem swojej rodziny. Podczas gdy pan Dursley jest uprzedzony wobec czarodziejów, pan Weasley kocha mugoli, przez co spotyka się z nieprzyjemnymi sytuacjami. Uczynił z mugoli wręcz swoje hobby. To właściwie jeden z niewielu naprawdę pozytywnych faktycznie ojców, a nie tylko autorytetów dla Harry'ego. Wbrew pozorom nie ma zbyt wielu rodziców sportretowanych w Potterze z bliska.
Najważniejszym kontrastem między naczelnymi ojcami serii (poza Lucjuszem Malfoyem) jest oczywiście ich podejście do kwestii czarodzieje vs mugole. Oczywiście nikt nie ma żadnych wątpliwości, że to bardzo kulawa metafora rasizmu. I że Vernon Dursley jest w tym równaniu rasistą. I to jedyny ze strony mugoli, bo nie znamy innych mugoli, którzy wiedzą o czarodziejach.
Co chcę pokazać, to że nie ma nic złego w robieniu swoich postaci zarówno chudymi, jak i grubymi. Bo ludzie są różni. Problemem jest korelacja pewnych cech charakteru z elementem wyglądu, który jest całkowicie i absolutnie od charakteru niezależny. Jeszcze gorzej jest, kiedy dochodzi do tego degradacyjny język i element komediowy. Nie mamy obecnie wątpliwości, że to jest złe w przypadku koloru skóry czy włosów (np. rudy = nieszczery). Oczywiście, nie przyrównuję fatfobii do rasizmu. To nie to samo i działa inaczej. Ale fatfobia istnieje, także wśród narratorów fikcyjnych światów.
Słowo końcowe
Nie mam za złe JK Rowling, że napisała te postaci tak, jak napisała. Tak jak wspomniałam, to jest tak zakorzenione w naszych schematach myślenia, że ciężko wymagać, aby wpadła na to trzydzieści lat temu, kiedy progresywność to nie jest jej mocna strona. Jest dużo rzeczy, które mam jej za złe, ale nie piszę tego posta, aby ją wyśmiać czy obrzucić błotem.
Chcę wskazać mechanizm, który jak najbardziej istnieje i umacnia szkodliwe wzorce w naszej świadomości, które później mogą być przenoszone na świat realny. Posłużyłam się tu przykładem Harry'ego Pottera, ale zapewniam, że to niejedyne dzieło, gdzie ten mechanizm funkcjonuje. Chciałabym, żebyśmy nauczyli się go rozpoznawać i unikać. Bo pisanie, jak każda umiejętność i każdy zawód, może być doskonalone - i każdy pisarz powinien się szkolić i doskonalić przez całą karierę. Musimy umieć brać odpowiedzialność za swoje słowa i używać ich świadomie - bo słowa mają wiele znaczeń. Dlatego my, młodzi pisarze, bądźmy lepsi od pisarzy pokolenia poprzedniego, zróbmy to lepiej, uczmy się, słuchajmy i piszmy świadomie. I nie piszmy o osobach grubych w ten sposób.
To mój apel na dziś. Jeśli znacie inne przykłady tego typu zabiegu, to koniecznie się nimi podzielcie i zapraszam do zostawiania waszych przemyśleń.
PS: Obrazki bez składu i ładu, bo nie ma mnie w domu i korzystałam ze zdjęć ze starych postów. Sorki!
0 komentarze